Nie wszystko się kończy z zapadnięciem kurtyny…
Jerzy Szaniawski urodził się w 1886 roku w rodzinie ziemiańskiej, w Zegrzynku nad rzeką Narew. Żył i tworzył, z małymi przerwami, w rodzinnej posiadłości. Od 1950 roku zamieszkał w modrzewiowym dworku na stałe, starając się zadbać o opuszczony do tej pory rodzinny dom. Dramaturg, felietonista i pisarz, zasłynął między innymi sztuką teatralną „Dwa teatry” i cyklem miniatur o profesorze Tutce.
Rodzinny dworek od dawna nie istnieje, spłonął doszczętnie we wrześniu 1977 roku. Okoliczności nie są jasne, prawdopodobnie został podpalony przez dwóch pijanych mężczyzn, którzy zginęli w płomieniach. Wraz z dworkiem spłonęła cała spuścizna po pisarzu.
Dziś pozostały tylko schody wejściowe, szczątki bramy, ruiny piwnic i fundamenty budynków gospodarczych. Całość otoczona jest resztkami drzewostanu parkowego. Czas i natura robią swoje. Ruiny otacza rezerwat przyrody nazwany od nazwiska dramaturga „Wąwóz Szaniawskiego”. Powierzchnia rezerwatu to 11,5 ha lasu z utrwalonym przez roślinność wąwozem erozyjnym, z porastającym cały teren lasem grądowym oraz fragmentem zdziczałego parku.
Na szczęście władze gminy pomyślały o uczczeniu pamięci pisarza i na kamiennym głazie zamontowano tablicę upamiętniającą życie i twórczość pisarza. Obok znajduje się też tablica informacyjna ze starymi zdjęciami i ławeczka.
Wypada ubolewać, że dotąd nie odbudowano tego wyjątkowego miejsca. Jerzy Szaniawski w pełni zasługuje na to zasługuje. Mogło by powstać muzeum pisarza i tu odtworzono by ducha i przesłanie jego twórczości. Komuna chciała zatrzeć pamięć o Nim. Nie wolno nam iść tą drogą. Przyszłe pokolenia tego od nas wymagają i z tego rozliczą nasze pokolenie. Może minister kultury i dziedzictwa narodowego zainteresuje się tym tematem. Jesteśmy to winni temu wybitnemu pisarzowi.